Wysiedlenie

Paweł Onyszkanycz
Kto był oporny to przystawili lufę
Nas wysiedlili ja to strasznie przeżyłem. Człowiek nie był na to przygotowany. Jedna chwila już wszystko na wóz i do Komańczy. Czekaliśmy tam chyba w wojskowych namiotach no to trzy dni wszystkiego, nie zdążyliśmy zabrać nawet jeszcze babcia świętej pamięci z rana ugotowała zupę i zaczynaliśmy jeść śniadanie znaczy bo zawsze zupę gotowali z rana i tego, już przyjechało wojsko polskie już na furmanki i wszystko tam nie było opornych, kto był oporny to przystawili lufę do a jak nie to bili parę korb po plecach i musiał rozkazy wykonywać. W mojej rodzinie nie było jakiegoś takiego, nienawiści do innych narodów nie było babcia najwięcej nas babcia uczyła, a bardzo dużo my jako rodzina przeżyliśmy od wojska polskiego.

Olga i Jan Onyszkanycz
No...no...a gdzieś tam jeszcze zupę dawali w drodze.
W nocy przyszło wojsko na przykład w Turzańsku, bo w Jaworniku to nie pamiętam. W Turzańsku, bo tam jest Turzańsk w takim dole, z jednej i z drugiej strony wojsko się postawiło tak aż jech gieńściutko było i rano przyszedł jeden wojskowy na zebranie. Do tego domu na zebranie. I na zebraniu powiedzieli, że cztery godziny i nikogo ma nie być we wsi - łu nas dwie. I kozdy lecioł z tego zebrania i pakujemy się i wyjeżdżamy i do Szczawnego na stacje i tak w Szczawnem siedzieli my dwa tygodnie. My. A jeszcze jak. Trzy rodziny z bydłem, z końmi, wszystko w jednym wagonie. A Turzańsk ja nie wiem czemu lepiej był traktowany. To było tak: zboże kto tam jakiegoś drapnął i dzieci, ludzie w jednym wagonie. Bydło, na bydło były drugie wagony. To już zawsze szedł se jeden swojego bydła pilnować. A wagony odkryte na sprzęt byli. To już Turzańsk był jakoś tak lipiej traktowany. Ale długo żeśmy jechali... Ile my na zachod jechali? My dokładnie siedem dni. No... no... a gdzieś tam jeszcze zupę dawali w drodze. W Katowicach dość dłuugo stał pociąg i tu jeden taki jeździł na nartach, nawet ja z nim jeździłem. I się spocił i włożył głowę w śnieg i czapkę przy tego i dostał zapalenia opon mózgowych i guz mu się zrobił i tu później mu nie pomogli.

Anna Płatosz
Wszystko szli z tej remizy, wszystko z płaczom
Całą, całą, wszystko. Całą wioskę rozebrało Bukowsko. No tak powi co prawda. Jak rano zrobili zebrania w wiosce, przyjechali z Komańczy, bo w ten czas w Komańczy gmina byla i tam my nalyźali do Komańczy, zebrali te, zebrania zrobiło taka świetlica była hromadzka, no i później wszystkich już tych, chłop był to chłopy, jak baba była to baba, wszystko szli z tej remizy, wszystko z płaczom. No a ja tak, my tam mieszkali tak jak tu na górce no i tak wszystki patrzymy jak cyganie bez tego. Jutro wszystko mamy być spakowany i do wysiedlenia. Tak było. Nas zostało siedem, mama miała 42 lata, umarła nam, a brat został, mat 8 miesięcy. I my się same wychowali.

Taki czarny był jak dzisiaj te moje spodnie
Tak. A później to tu wszystko gnali. Tu tylko 4 rodziny cy 5 wyj szło z Jawomika na Ukrainu ale to uchodź. Same chcieli jechać. Jeszcze ne było taki wielkie wysiedlenia, tylko to już nie pamiętam, co oni z Nimcami uciekali czy z ruskymy. Te tych 5 rodzin. Tu ne pamętam tego. Bo tam mi nikt ne gadał nic. A to reszta, te co my uciekli do lasu z wiosky to zostali. A takie ludzie byli zo starsi tak jak my teraz w wieku to już do lasu nie uciekali, zostali i tu już też zabrali i w ten czas gnali na Ukrainę. Wszystko zabierali do Zagórza szli wozamy, kto konie mai to koni to wszystko gnali do Komańczy, na staciu nie, tylko do Zagórza. No takie było, kochane dzieci. Człowiek przyszedł do mieszkania, dziadek stary siedział w chałupie, tak to on rzucił granaty do żornów, bo takie żorny były, bo to nie widzieliście, nie słyszeliście co to na tych żarnach tak kręciło. Rzucił on granaty, a drugi przy szed na korytarz tam de żorno, żorno przenieść do chałupy i każe o: o widzisz, tak się wyrażę tak jak było, a kurestwo mać była, zobacz, banderowcy ci zostawili w żarnach te, granaty no i ten czias tu nawet nego wujka, tata siostry męża, on stary już był. No i później wzięli i tak go zbili, taki czarny był jak dzisiaj te moje spodnie. Tak go zbili. A to ne było tak stałe wojsko tylko o nazbierali po Niebieścianach, tak wszędzie ponazbierali, taki miód 18, 19 lat miały to zabrało tam mu i ne miało nic, tylko mu kawał gumy tej, takiej dętki dali i tylko tema gumami tych ludzi byli. No ale później on już jeszcze sam wylazł na ten wóz i te dzieci miała ciotka i wszystko jej do Zagórza poszło.

Taka kurwo, ty plączesz bo masz tam syna w lesie - banderowiec je
Bo mój stryk został w Komańczy, on na kolei robił, na kolei robił, no i jak na kolei robił no go zostawili bo kto będzie na kolei robić? I go zostawili. Tu ten stryk mówi później tak, przyjechał tam do nas na zachód; tam do węgorzewsko powiatu, my tam byli w Krugliance, no i on przyjechał tam za trzy lata no i to wszystko opowiadał. Cały Jawomik ruzibrali, wszystko Bukowsko, a cerkwu, tylko nie pamiętam, jak on opowiadał, cerkwa ne była tak jak tam teraz z tych pustaków tylko była z drzewa, to drzewo na co to zabrali a w Komańczy blacha jest, jeszcze dom se pokryto, rozebrał cerkwu, Machu ściągnął z cerkwy, to w Komańczy jeszcze dom pokryty. Stryku mi pokazywał, że ten dom z Jawomika z cerkwy blacha. To ne do upuwidannia. Tak było z namy. No i później jak to się wszystko poschodziło, no to jak nas gnali. Zapłakali niesamowicie. To wszystkie my płakali. A on przyszedł taki młody i nahaju po tym matce i mówią: a, taka kurwo, ty plączesz bo masz tam syna w lesie banderów, banderowiec je a tego i po niej i ty po co plączesz? No a takij młodszyj syn przyszed i mówi każu mamo nie plącz bo nas zabiją. Po co płacz? I ona zostawiła swego syna w lesie, był, go zabrali. W ten czas oni brali, miot 18, 17 łat, wszystko zabyrali. A kto to robił? Ucikali adwokoty ksiendzy, profesore wszystko dziennie oni uciek, wszystko poszło w las. Później brali ludzkie dzieci, taki młody po 17 po 18 lat, to nie miało any szkoły any nawet ono nie miało mapy żeby ono się dzieś, wiedzieło gdzie się ma skręcić, cy za granic, cy gdzie, cy co, bo co to, cztyk klasę skończył.

Tylko takymy pilamy ciągli kloca
Się zebrali wszystkie, to chcieli spalić wioskę. Bo wie pani co, dom w dom był nowyj, bo każdy maw swój las, mój tato lisniczy był, taki duży mieliśmy, a tu ne było tartaku jak teraz, tylko wszystko pilamy. Znili ta domy taky to jak ja nie wiem, cy 3 lata mój tato siedział, chałupu, boja poszłam do Rzepedzi. I później jak już widzieli, że to nas wysidlaja ty wszystkie tam przyszli i mówi każe: to zapalić wioski, niech cała wioska się spali. Czego ma zostać? Tylko jom spalić. I później wzięli i tego. A chłopy wszystkie i kobiety zaczęli płakać, a jak nas tam gdzież na pole wszystkich wywalą, bo kto to wiedział, że tam my dostaniemy mieszkalne, że tam dostaniemy, tylko wszystkie szliśmy na propaść. Skażu może nas gdzie wywalą w morze, a może i w jeziora, każdy se to przedstawiał. I wioskę ne spalili i do dzisiaj starzy i ludzie już jej nie ma, poumierali zawsze szkoduwali, że nie spalili wszystko. Że mogli spalić swoje prace, no to ciężko, bo to nie było tartaku tak jak teraz, tylko takymy pilamy ciągli kloca.

Mial roczek a tu z koniami my jichali
A do wagona ne ładowali po jedne rodzinie, po trzy rodziny bylo, jedna rodzina miała 6 osób, 7, tu jeszcze do tego dwa konie, abo dwie krowy, nie bylo różnicy, że tu dzieci som, anu ten brat mój cóż mial roczek a tu z koniami my jichali, to trzy tygodnie j ichali tym, pociągami, bo nie tak jak teraz, zajedziesz na dobę.

Katarzyna Jurkowska
Ten cały gospodarz powiedział, że on nie przyjmie tu banderowców
Jak my jechali, to my dwa tygodnie jechali w pociągu, dwa tygodnie, tu stali to tydzień, tu dwa dni tam trzy dni i tak my dojechali do tej miejscowości; tam zawieźli nas do tej wartowni, tam już pogrupowane byli ludzie, tam już z powiatu wiedzieli gdzie kogo maja usadzić w jakim miejscu, w jakim domu, tam na wsi jakoś, bo były tyż mieli dużo pustych domów, mieli dużo pokojów, co nie zajmowali wszyscy, awto[busem] zawiozło nas do Dąbrowy Bartowszyscy, potem awto[busem] do Dąbrowy, tam mieszkała Polak, mieszkali i przywieźli nas na podwórek, wyładowali nas, pojechali, ten cały gospodarz powiedział, że on nie przyjmie tu banderowców; ten Polak, nie puści do mieszkani, przyjechała policja, na nas narzekli, gdzie was przywieziono, gdzie was przeznaczono tam macie być.

Maria Wiśniewska
To specjalnie nie chciał tym być Workiem
Rodzina nadawała, a ksiądz później, ale i z księdzem nawet, bo nasz tam najmłodszy to ksiądz niby takie imie wybrał. Ale wybrał takie imie co księża - Orest. No to tych imion jeszcze nie były popularne. Jak nas wysiedlali to miał sześć lat, a poszłam do gminy żeby to wyregulować, żeby imie swoje jemu wrócić [i Łemko urzędnikiem] to ten w gminie mnie powiedział, mówi bo do bandy należy dlatego imie zmienia - sześcioletnie dziecko. Najmłodszy brat tak jak mówili, że poszed i mówi już nie wiem jakie imie mam nawet nadać, tak, że ojciec mi opowiadał. A ksiądz myśli, myśli i mówi Orest. Mówi to jest bardzo ładne imie, mówi szlachetne o tak powiedział jeszcze. I został Orestem. A później dzieci nazywali Worek. Zamiast Orek to Worek. To specjalnie nie chciał tym być Workiem. To później został Jerzy. A po angielsku Jerzy to jakaś tam zwierzyna, więc nie chce byś Jerzykiem teraz i takie ma problemy.

…pryprowadył wojsko, że maje karabin
Ajsze problem zmy maly. Szwagjer mojej sestry wże chodył (...) w lutym sie pożenyly, w kwitniu nas wyselaly i akurat pryszły na nedilu obydwoje do nas jako w hości i wojsko zajszło i ciłe seło obstawyło wojsko, wże ne wyjde z seła. A win meszkał tam w Wisłoci, a do Jawyrnyka, do nas prychodył do sestry. No ji piznijsze tam jeden Polak w Wisłoci choworyt do niecho tak: słuchaj ty chodysz do Jawyrnyka, na tebe ktoś może napasty ja tobi dam karabin to bedziesz bespiecznyj. A szfagier choworyt ja ne choczu toho, ani nawet ne choczu znaty ja choto ne maju de a nawet schowaty i nyczo. A win choworyt a schowaj tu pid strichu. Tam zapchaj i wsio. A durnyj szfagier dał sia namuwyty i to jemu prynis toj karabin i zapchał pid strichu i piszoł do wojska, pryprowadył wojsko, że maje karabin. Toj szo imu dał. (...) piźnijsze pryszło wojsko, karabin jest tak jak to i to i zabrały. Pożenyłsia w lutym, a win wże był żonatyj w czuci jak cho zabraly i odeń deń trymaluy w Komańczy, druchy do Zachirja, a na treti deń chyba do Jawożna mały westy, abo kto znaje de. No mały cho zabraty a sadził, sedził w Zachirju, w jakimś tam neznaju czy tam kryminał czy tam szo buło. I win sydził i choworyt, a to była zyma i choworyt do toho strażnika. Choworyt, że jest takie zimno, że nie można wytrzymać. A strażnik choworyt a nie chce mi sie już iść po węgiel. A szfagier każe - ja pidu, to ja prynesu. Tu zamarznemo do rana. I piszą i ne wernół i znajszołsia w nas. Do nas priszą, no bo do domu ne pide. Wojsko zaraz szukało. Noji piźniejsze kryjówku zrobyly w nas.

Karlycky buł az do smerty
Był taki krawec, buł to pidrizewały, że dla banderiłcił szyje - krawec. I tak samo za nim chodyły, łapały jocho, żeby go zabrac. W Jawirnyku nas susid - Onyszkanycz, stryko toho Pawła, Wasyl. Win szył. Jak prynesły szyty to na pewno musiał deś coś zaszyty. Jak wisidlenia było wisimnajcit [lit mała]. Jak win sia krawec ukrywał, to ja spalam z joch żinkom, bo sie bojała żinka sama spac. No ji piźnijsze mij szwagier pryszą to my sia perestraszyc bo nie maji kopit. I szybko kryjuwku zrobyly takoj, że neznajszly. W stajny jak byla chudoba i takie byly trygary, to i my wsztym wyryzaly sufit, tak, że tam ne było znaty i ne znajszly. A tam było bochato zchoryly słomy, sina naładuwane, to tam zchorym lyszkaty, szukaty bo to byly to i piźnijsze szo wysilajut, a szo ze szfagrom, jak sia ukrywał, szo z nym no to szo. To choworym damy noszocho brata nazwysko, że to nasz brat a ne szfager i zapysalysmu na naszy. I Karlycky buł az do smerty. W lutym sia ożenył, a to deś może było w marcu jak toho wijsko go zabrało, a w kwitniu nas wysylały.

W lisi małyśmy taką kryjówke
Na Ukrajinu to było w sorok szesćim roći. A skilko rodyn to ja tam ne pamjatam, nie tak duże bo my powcikali do lisa. Myśmy już na pered, jak tu Zawadku wyrizaly to myśmy wcikli. Wyrizali ludej w Zawadći niedaleko no niedaleko. To szo to śie stalo to śie muśi deś dityna pry chrudiach zistała i oni dumali, a matku zara czere zabyly. Ta dityna piżniejsze była na zachodzi bo ktoś jej [wział]. Czy kormyła czy ni, ale ta dytyna była pry nij i oni dumali, że nie żyje i ta dityna źistała, małleńka. I piźnijsze jakoś wyrizali tam to, to Zawadku i tu już sia ludy szykowali, że nas wyriżut. My dawaj do lisa. No ciła rodyna, no chatu my zostawily. I inszy lude tak samo. I my w lisi, w lisi małyśmy taką kryjówke take w lisi... potik i piźniejsze take zrobyly śzakro to sie nazywało nad potokom noji tam meszkaliśmy. Nyzne seło to mały de inde, a my w insze. My tam na protiw nas izby.

Taki staruszek tam uciekał i myśmy szczelali, niewiemy czy trafiliśmy czy nie
I prychodyliśmy waryty isty. I my ze sestrą pryszly isty waryty (...) a moj tato pryjszli bo im treba było mołotok i obćągy. Akurat wyszłam na dweri każu a wy czo tu, a win potrebne bylo młotek i obcągy. A tam czujemo strił, strili jakeś. Ja każu szo teper bude. A tato a tak czerez takku hirku newelyku treba było ity tam do lisa tam do to. I dawaj bihom do lisa i odennyj na kony pereiszoł i a ty gdzie? Ja do lasu. Do lasu? - na Ukraine! A ja toho, moja Ukrajina jset tu no bo tu, jak tu meszkat. A win wtudi z zudnoj strony i tatoj z druchoj strony i tato zawernuly i to. Tam do drogi sie stawić. Do dowódcy. No ji toto zawernuły tam z tej hory i do dowódcy na dorohu. Ale po maleńku, po maleńku tam polyszy wojsko i jak cerkow to se schodyt w lis. I w tody tato tam już jest wójsko i w lis i tam zaczeły strilaty za tatom i tam z hory zaczely strilaty, a my z sestrom to już płaczemo nieznajemo to no i pryszło wojsko do nas do chaty. My byli w chaci [nas wernuli do chaty jak tato był na łuczci] i wojsko już było wnas w chati insze żołniery, a tato my ne znały, ale my znały, że złapaly tato, że złapaly, a szo zrobyly to ne znaly. A że strelaly no to pewni tak z sestrą howorim, może tato pewnie za tatom strelaly. My byli w chati [i waryli] a tato wtikał do lisa na zad [z mołotkiem]. A win pizniejsze zawernuł tam tam zaczely strylaty ale toj zawernuł do dowódcy, no i tato niby do dowódcy i tam pomiż wojsko, pomiż stoje i tu jak cerkow jest i tam sie schodyt w lis prawi tam tylko ino pereśnie i tato wtedy do lisa i zaczely strilaty pizniejsze z hory tam za tatą do taty. I to ty szo strilały pryszły do nas do chaty i każut taki staruszek tam uciekał i myśmy szczelali, niewiemy czy trafiliśmy czy nie. Już nam bilsze niczo ne treba buło.

Żrebia tak sia tresło ze strachu, ono sia hirsze bojało niz ja
No ji każut doi nas wybierać sie, a my maly wsio w lisi, malyśmy ino preścierało na tim na lisku... Gdzie co macie? A my nic nie mamy. A rodzice gdzie? Zgineły rodzice we frącie. Jak żma ka to ze w lisi, nasze rodzice zgineli. Że to, że jidymo i z systrą howorymo, że jak nas odnoj wże ne bude, wże nas ne bude odnoj tu mysznym, to żeby druha sia chowała. I moja sestra take okopy były po Nimćiach, jakoś to tak po mału, po mału i schowała sie w okopie. Ja sia ohladaju nigde jej nie ma. I, a sołtys mał zistaty i ja w tudi sołtys na protiw swojej chaty i ja skoro do chaty, a łemkiwskie chaty mały takie zahata sia nazywało, no i ja do tej zahaty, a odno żrebia odnocho gospodaria za mnoju do tej zahaty. Żrebia tak sia tresło ze strachu, ono sia hirsze bojało niz ja i tak pry mnie stojało i ja tak stojałam schowana - ja i to żrebia. Boh, już niczo sia ne bojałam tyko ino szkoda było tak żrebia, tak bidactwo sia tresło - hacza no.

Zahirja byśmy uże wcikły
Noji wojsko pryjszło i oni sie pytają de jest tu jednu sestry syroty, a ludy nychto ne znaju, że syroty ich rodyczy, rodzice poginely w froncie - ludy ne znały, każdyj ramionamy wernuł a juże hnaly bo cy hnaly, hnaly tych ludy. I oni każut my ich dorwiemy. My ich dorwiemy jeszcze! A ja u sołtysa, a moja sestra w okopi. Noji piźniejsze właśnie wyszli, wojsko pereszło, myśmy wyjszli i dawaj szukaty tata. Ale Bohu dziakuwaty ne buło, ino znijszliśmy aż na miśce, udało sie wciknuty aż tam. No ale my by i tak wcikły, z Zahirja byśmy uże wcikły, bo można było wciknuty, bo toj pryszoł po toj źrebia. Win został wysłany ale po źrebia pryszoł i zabrał na Ukrajinu. Ne znaju skilko tam było, bohato nie, około desiac... Z Jawirnyka w tarnopilskim, seła nie. We Lwowie jest odna - Gułycz Ewa. [a toto szo joho źrebia to sia nazywał] Karlycki tak samo.

Tak strelaly, że taky kuly jak doszcz padało koło mene
A piżnijsze a z naszych koniu zabraly, koni i sestra do Śianoka piszła zhłosic, że zabrało wijsko konia, no konia, chudobu zabraly, wiłczi zabraly. Wsio zabrały. Odno korowu to ledwie wyrwalyśmy. Z mamą tak byli pry tyj korowi. Ne na druhy deń, tak wojsko pryszło jeszcze na druhy deń i nas spitkaly w lisi (...) bandurky nazywaly i miska z perohamy i tak wziała i nesu do lisa, już tu nesu do lisa, a tu wojsko iszło i dawaj za mnoj. Tak strelaly, że taky kuly jak doszcz padało koło mene. Że ne trafyło take szczastia, no tak sia dywyłam, bo to taky śwityo sie jak kula wpała to zaśwityło tak jak taky ohen, jakby iskry padały i jakoś mene ne trafyło. I doleciłam z tym z tym ne mohłam daleko nesty do lisa czerez, bo to czerez czyste pole a to tak strelaly i doleciłam tam do lisa i taka była ta piżnia lyczka derwo takie i hałuźia rostoje i to postawylam tam. To dziw, że idu już mi leksze ity, i pereszłam czerez kawałok lisa, tam i na polanu (...) na polanu my wychodżu a tam wijsko. I zaraz do mene: gdzie te owcy? Ja każu: jakie owcy? Tu sie pasły owce - tak howorit. Ja każu: ja nic nie wiem! A gdzie idziesz? [znalam po Polsku bo] nauczytielka po susidzku w nas, prychodyła wse do nas bo tu me po susidzku meszkaly. I w tudi ja howorim, że do Zagórza. Tędy do Zagórza? Ja każu: bo sie boje drogą iść. A czego? Wojska, i dlatego tędy lasem ide. To w strone Komańczy szłam a nie w strone Zagórza ale ze strachu można różnie mówić. No i gdzie te owcy? I prowadź nas tutaj. I to wojsko prosto na naszą tą kryjówkę. A ja howoryt tak: tu jest bardzo głęboki potok, to nie przejdziemy - trzeba iść poniżej. No to prowadź no poniżej. Żeby kryjówka żeby zistała na boći, dobri sie udało mi wyprowadyty. Ale pryszlyzmy tam po niże, wyszli na taku polanu a nasza chudoba zwiazana, mamu bjut pry tyj chudobi. A w kryjuwci! Ale ktoś pri chudobi musiał byty i krowy wyprowadżaty i dojity i to, a to, że wśo powiazane. Mamu o jak byly. Nawet jak za swocho wychodyła bo win je Polak to mama nie chciała nawet znaty i mene i jicho to piźnijsze sie lubyly obydwoje mama z zieńciem. I każut... i zaberajut wśo. A ja pidchodut do porucznika a to był ruski porucznik. Ja pidchodżu, bo tam każut poruczniku, bo sia ne znałam pan na tych, tych. Ale jak czułam, że każut panie poruczniku to jest wdowa z drobnymi dziećmi to zostawić im tą jedną krowę. A na Ukrajinę. A ja każut: co pójdzie tam zginąć tam z tymi dziećmi, na Ukraine? - co tam będzie robić? I tam do necho. A on w toj dity porucznik: rebjata astawte karowu. Te słowa to nigdy nie zapomne. Pa ruski. A oni nie! Twardo nie. Rebjata astawte karowu! A to skorijsze było, jak na Ukrajinu wysilaly to rik skorijsze, to już piźniejsze lapaly! Poprostu lapaly no!

Bo szo bude w lisi to wśio wybjut
Piźnejsze zaraz jak na Ukrajinu sia skińczyło wysylenia to oni kazaly, wojsko kazalo, że to, że jak ktoś jest... wysylenie sia skińczyło to jak mene zlapaly to każut żebym ja powiła wśim żeby wśio śia sprowadyło, wysylenia skińczeno do sela, bo szo bude w lisi to wśio wybjut. No tak kazaly. No i ja w todi wlaśnie ja skazala w todi dla wsich ludej tam, że treba zejty. Sprowadzylymsja i ne wilno buło chudobu wypuszczaty jak ta bo wsio wybjut zakazaly. A mojej susidky brat, bo jej zabylo, matjar zabylo chromći ruska katjusza. No toj brat toj susidky tam korowy wychnał i jak wijsko pryszło zamjast chnaty do stajni to win ze strachu gnał do lisa w strone lisa. I tudi tam wojsko zaraz buło i zlapal i zabrały tej korowy. A ta właśni, ta susidka ana była w ciaży już tody ne strelaly za neju tyko kamienia, taky kamienia jak hołowy kidaly za neju i całe szczastia, że jakoś wtikła i wtikła jakoś do tego... [meszka] w Giżycku [i nazywa sia] Chalupa, [a na imeno] Tekla. Żeby wam na oczy wyciekła

Mamu byli pry korowi, bo ne chciała mama korowu daty odnu. I piźnijsze już toj ruski porucznik kazał zostawyty korowu, ale zis ta korowa zistawała, a suśidy byk buł i za tą chudobu reszta szo gnała miszą a iszą za naszą korową. I tudi wojsko choworyt żeby zruwnaty zwit tam z lisa na dorohu żeby zahnaty i tak my zrobyly, zahnalyśmy na dorohu a w todi wojsko powiło, że nie, że nie dadut krowu. No, na pered obicały a piżniejsze skazali, że nie. A ja howoryt: żeby wam ta korowa na, żeby wam na oczy wyciekła i ten cały ślepy był tam w koszalińskiem ten dowódca Mychalsky, nazwysko Mychalsky bo to był taki wredny, że to on kazał i bić i mordować to tylko. (...) I korowy nie dadut i jak ja zaczełam tak howoryty i każut, że wam na pewno ta korowa, dity budut hododowły a wam korowa na oczy wodcze. I jak ja im to howoryłam i w kincy i wziałam bym mamu, że wziełam bo mama już łet wi tam na wiczi żyła i byly i kawał treba było prowadzić tą korowu. Mamo zabrałam, idemo i w tudi jeden z wojskowych: stara niech wróci po krowe, a młoda niech wróci tutej. Ja se dumaju lude, ktoż znaju szo bude. No i ja krowu już wernułam, beru korowu, a win każe, że stare. A może jeszcze stara krowe prowadzić? Ja każu po takim czymś. To i tak małam szczascie, że jakoś...

To byl taki ruski roskaz pewnie
I piżnijsze każut tak, jak że se pohoworyly. Każut tak: wszstkim powiedzieć, że co jest w lesie, wszystko niech schodzi do domu i bydła nie gnać w pole. Bo bydło będzie wszystko nasze, a ludzi wybijemy wszystko. I właśnie dla toho jak wernułam to dzie piszłam, to me ne zatrymowali mene, ino powili żebym ja wśim skazała i piszłam wzałam korowu no ji piszyzmo. A to był w odeń deń na Ukrajinu. Ale w odnym dniu wysylenia było. To byl taki ruski roskaz pewnie. A potem to już my zistawały. Za chudobu my iszły a tam żinki ło to niżny kuniec i jak my hnały z hóry tam chudobu a z niżnym kincy żinky jak powychodyly maly jakyś baniaky wedra jak zaczy wcikaty to wedra kidaty. To już teper to już człowiek i śmiejesia, ale jakie to było straszne. Wedra kidajut, baniaky kidajut! I w ki czut usie. A oni każut: nie uciekać bo szczelamy, bo będziem szczelać. I zaczę kryczaty, no ji później postawały za tymi chorcmy wedramy wże ne wernuły i już razom znamy musiały ity, ale jej chudoby ne buło ta. Chudoba deś była w lisi a my iszli już no... [my wernuli do chyży] ale chudobu, że nam ne widdały.

Wśio śia pidpiśało na obywatelstwo polskie, ciły Jawirnik
Rik czasu i piżniejsze za rik w kwitnio nas wychaniajo na zachid. Ne już nichto ne wtikał bo szo zrobyly zebranie żebysia pydpysaty na obywatelstwo polskie. A jak my tu rodżene to szo. Ale jak ludze znali szo jak to, narid perestraszeny to znał szo chodyt i piszły. Moja mama, bo tato wże jak na zachid toś no... Mama i wśio pidpiśali wśio śia pidpiśało na obywatelstwo polskie ciły Jawirnik. Ale to nie było obywatelstwo! Cygaństwo! Że my na ochotnika wyjeżdzamy. Mamy czorno na białym, że my uchoczu, że my ne wyselyny, znaly szo robyty. Pidpisaty na obywatelstwo, a oni skazaly szo i w todi jak no sołtys skaże to już wsyscy - wsyscy. Do dwóch godzin żeby sie nikt nie znajdował we wsi. Zabierać sie i na zachód. No to jakiś wojskowyj, jakiś oficer, ja nie bułam tam na tim zebraniu.

Bo w zeszłym roku banda a w tym roku wojsko
Na stacju zebraty sia do Komańczy. No to oni nas hnaly. To nie tak, że o kazaly ity. Do dwóch godzin być gotowym i wio! Sze kto mał jakiś koni to na wiz wział, a chto nie mał, nasze zabrali. Koniu zabrali i chudobu i wsio zabrali. I piźniejsze jak oni nas tu o hnaly, o tą dorohą hnaly do Komańczy ja tam dyskutowałam z nymy ja każu, że szo sia robyło w tamtocha roku że to. A to była banda nie wojsko w zeszłym roku jak na Ukrajine wysiedlaly. Pryszliśmy do Komańczy, a nasza korowa była ćimna a idu szukaty kogoś miścia a śnieg padał, to było w kwitniu, na perszo maja, ale śnig taki szed i szkoda mi było korowy, może by kogoś by nam wstawył korowu. A tam czerez wikno oden żołnier. O jesteś? A ja każu: tak to jest ta sama banda szo w zeszłym roku była i teraz jest. Żołnierze mówili, że w zeszłym roku była banda a nie wojsko. A tu taki sam ten żołnierz. I win mene pryłapał, a ja jeho pryłapała. Bo w zeszłym roku banda a w tym roku wojsko. I każut: bija was? To ja każut: no bo dość już tego bicia, mało nabili. Distałam toj korowu, jakoś sia tam nicz perenuczyły i rano ładowaty sia do wagonił razem z chudoboł i wio.

A ja ne znałam, że tu mojocho nebiszczyka dida to pole…
Teper (...) pociągy take towarowy i że lude wysela deń deś hen dalej. Ja wse sobi dumaju, a my szo razem z chudobą w wagonach. Tak jak ja wernułam dla toho, że czołowik Polak to w pjadiśat wośim. A tu je to nasze zemla de my se dumaly, mocho dida. Wyszni Jawyrnik de inde, ale ciły Jawirnyk mał działke tu wtim Jawirnyku, bo kupyły hromada kupyła, ćiła hromada kupyła wid tyj chrabi Potockocho to wsio ło. Lisy, te ji lisy kupiły i tyli co kupiły w trycat szescim albo semim jakoś tak, a w dewjatym że wojna i piźniejsze nas wyselyly... A ja ne znałam, że tu mojocho nebiszczyka dida to pole ino tak my sia tu wystaraly, żeby tu budowaty aż piźniejsze Szałaśnikowej mama każet akutat jest trafiła na swocho dida pole. Jak my w lisi sia ukrywały to moja wujenka - moho wujka żynka, a brat mamy to wujek wrodyła w lisi dity, doczku - ja ne znaju czy ne Marysia. A wujenka Fenna Łatanyszyn a jej muż Teodor [Łatanyszyn, a ona z domu] Karlycka.

Włodzimierz Onyszkanycz
…w Jaworniku prawie frontu nie było
W Jaworniku sie w cale nie bili. A to po froncie nabojów i to co leży po lesie to… ale co do Jawornika, że w Jaworniku prawie frontu nie było. Bo Ruskie zaskoczyli na Fajtyskach, górna Komańcza, a z Jawornika tak wojsko uciekało niemieckie tu na dół i na Prełuki uciekało. Bo tamta droga była zaskoczona. A Rzepedz Ruskie bombardowali tak, że spaliło sie pare domów. A UPA było, też było. Początkowo było tak, a później. Joj, przy granicy z wopistami chodzili, a później coraz gorsze nastawienie… Jak tu gdzie my mieszkamy, to Polaków nie było może nawet pięć, a nie nie było nawet pięć procent. Tu same Ukraińcy byli, Łemki. Tak tu całe Bieszczady, nie Jawornik, aż po Nowy Sącz.

Taka prawda jest. Kto ma broń ten je pan
W Jaworniku bitki nie było ani razu. Oni sie tak chronili. Do jakiej wioski przyszli to tam musieli spać. Jak przyszli tam. I musieli jeść dostać. Oni nie byli zaopatrzony, żeby mieli swoje… Nikt łaski nie robił, joj. Jeść musieli. Kto by nie przyszed. Ta siłą zabierali czasem. Ta każdy musiał dać co mial i jusz. Miał masło to masło, chleb - chleb a nie to kartofli. To jest normalne było i jusz. Jak przez naszą wioske trzy grupy partyzantów Rosyjskich przechodziło na zachód. Bo oni tak samo przed frontem. Tam niszczyli gdzieś Niemców, tam gdzieś mosty, tam gdzieś to i oni sie pchali tak przed front. No i co jak wpadli do chałupy, brał co było do jedzenia i koniec i nikt łaski nie robił. Taka prawda jest. Kto ma broń ten je pan. (…) Raz na Fajtyskach zabili trzech a tak to ja nie pamiętam.

Maria Babiak
No to mówili, że będą miasto zdobywać Fajtyska, tam ludzie sie śmieli, mówią, że tam nie ma miasta tylko dwie chałupy
Panie, jak Ruskie przyjechali i front szed, przyszed taki żołnierz a my w lesie siedzieli, bo bardzo bili, Niemcy uciekali a Ruskie następywali. Pyta gdzie tu góra Jasieniny, on coś tam chciał na tą górę... Nie no te Fajtyska to wie pan, to oni mieli Ruskie w mapach mieli jako miasto, a tam tylko były dwie chałupy. Ale to jeszcze i Pierwszej Wojnie Światowej tak samo, tam o stare ludzie opowiadali, że te Fajtyska a tam dwie chałupy byli, jak tam z Przybyszowa trzy razy natarcie było na Kamień, to oni przez te Kamień nacierali od Płonnej tam od Karlikowa, od Bukowska. I w pierwszej i w drygiej [wojnie] to tam panie z czołgami szli, cholera przez ten Kamień. No to mówili, że będą miasto zdobywać Fajtyska, tam ludzie sie śmieli, mówią, że tam nie ma miasta tylko dwie chałupy.

Tam jak tan Jawornik to oni tam z Przybyszowa i potem tam byli mieszkanie i oni w tym mieszkaniu zrobili szpital i tam [zwozili] rannych takich strasznych, a mojego brata raniło i my tam poszli to patrze, to pisk był, ludzie te chore płakali straszny. Nie daj Boże wojny. Szpital no to na Pasikach. To dziadek mówi, że to nazywali miasto, ale to wiesz jak jest punkt, że oni może w mapach mieli tak zrobione. Jak ja pasłam krowy to taki o jak pan siad sobie tylu papierów na rozkładał i pisał i on może zaznaczył tak, że to miasto. Bo tam był fajny punkt, robili droge z Przybyszowa aż do Czystohorbu.

…śnieg przyszed duży, zamarzł, potem sie rozmroził
[A rosyjski kapitan?] Na froncie sie stało, zginą. Panie jak leżało dużo ludzi, bo my jechali do Karlikowa z bratem, to na Kamieniu to tam Niemcy leżeli, może ze sześciu takich chłopców Niemców. Potem chodzili gdzie chować jak front przeszed. A w lesie tu w rzepedzkim lesie, to co troche to leżał żołnierz ruski, niemiecki. A matka jego szli do Rzepedzi a tam idą ścieszką, a tam siedzi żołnierz niemiecki. Mówi matka - tak mu włosy wiater… a tu już było wie pan na wiosne a front był we wrześniu (w czterdziestym czwartym roku), wie pan nikt go nie znalazł aż tu wiosną. Mówili, że taki był, nic mu nie było. Bo wie pan śnieg przyszed duży, zamarzł, potem sie rozmroził. Ale, że wilki go nie znaleźli.… Wilki miały dosyć jedzenia.

…tam okopy mieli Ruskie a tu austriackie i palić sobie dawali papierosy, rozmawiali a potem sie bili
Panie, tu wyżej kamieniołomu to były dwa fronty, niedaleko tam okopy mieli Ruskie a tu austriackie i palić sobie dawali papierosy, rozmawiali a potem sie bili. I zabrali mojego ojca do niewoli. Był sześć lat. Panie Austriaków zabrali, wie pan ruskie zabrali Austriaków do niewoli, wie pan poddali czy co nie mogli sie bić.


Relacje wybrał i opracował Paweł Królikowski      

© Design: Tatomyr 2005-2006