ODPUST ZUPEŁNY - teksty pieśni
- PIEŚŃ O KOLE RYCERSKIM - SIEDEM GRZECHÓW - DISTICHA CATONIS -
- PIEŚŃ O TEREZYJI - KRÓL HENRYK - - GDY SIĘ NAM CHRYSTUS NARODZIŁ - PIEŚŃ XII - PIEŚŃ XV - ![]()
Nieprzyjacielowi nieprzyjacielowi w oczy Wozy łańcuchmi spinają Bo się trwogi spodziewają A gdy się już potkać mieli Jezu Chrysta zawołali "Jezu Chryste Nazareński Wejrzyj na lud chrześcijański" W żarskim biegu drzewce kruszą Niejeden się żegna z duszą Jednemu się mienią oczy A z drugiego krew się toczy Trzeci woła by dobito Albo szablą łeb ucięto A ci, co w mogiłach leżą Do pewnego kresu bieżą Chociaż żołnierz nie ubrany Przecie ujdzie między pany Suknia na nim nie blakuje Dziurami wiatr wylatuje Trzeba żołnierza szanować Grosza, soli nie żałować Wtenczas żołnierza szanują Kiedy trwogę na się czują ![]() Wybrało się siedem grzechów na sejm do Warszawy Szumno, świetno wjechali mając pilne sprawy Pycha w rynku stanęła, łakomstwo w ulicach Gniew z zazdrością u kupców, obżarstwo w piwnicach Nieczystość też przy murach z lenistwem została Bo im się tam gospoda w rynku nie dostała Za nimi też pięć zmysłów mając dziwne stroje Przed którymi jechało pacholątek troje Jednego zwano Inań, a drugiego Cudzy Trzeci Zapamiętały, jechali też drudzy Widzenie wprzód ze Słyszeniem, z Powonieniem kroczy Nierządne Dotykanie z Ukuszeniem boczy Zatem też i piechota, gdzie cudzołożnicy Zabijacy, złodzieje, tam do szubienicy Stanąwszy, a ci drudzy przedmieście okryli Z przekupkami tak mężnie i potężnie pili Że jeszcze i dotychczas chodzą po Warszawie Wszyscy będący chętni przyjmują łaskawie Których nie wiem kto starszy kazał podejmować Goście radzi jak widzę będą tu sejmować ![]() Idąc samotnie pustym ugorem, słyszałem kruków smutną rozmowę. Słyszałem kruków rozmowę smutną. Tak do jednego drugi powiada: gdzie to będziemy dzisiaj obiadać? Gdzie będziemy dziś obiadać. Tam za tą łączką, za tym strumykiem, leży od wczoraj zabity rycerz. Leży od wczoraj rycerz zabity. I nie wie nikt, ze leży wśród pola, prócz jego pani, psa i sokoła. Jego pani, psa i sokoła. Pies jego łowić poszedł na błonie, sokół za ptactwem po lasach goni. Sokół za ptactwem goni po lesie. Pani nowego ma przyjaciela, możemy, bracie, brać się do dzieła. Bracie brać się do dzieła. Ty mu do szyji białej przyskoczysz, a ja wykole niebieskie oczy. A ja wykole oczy niebieskie Pękami jego złocistych włosów możemy gniazdo utkać przed wiosną. Gniazdo utkać przed wiosną. Wielu żałośnie za nim poziera, ale nikt nie wie, gdzie się podziewa Ale nikt nie wie, gdzie się podziewa Gdy tylko szkielet zostanie biały, Już tylko wichry będą tu łkały. Tylko wichty będą tu łkały ![]()         Katon & Jan z Kijan      Nil ex arbitrio virium feceris. Nie daj sobie łajać żenię, Chcesz li mieć duszne zbawienie.    Nil temere uxori, ne servis crede quaerenti,    Saepe etenim mulier, quem coniunx diligit, odit. Nie wierz żenie, choć ci łaje, Kiedyć kucharka przyjaje. Radyć się żonki gniewają, Gdy mężowie insze mają.    Contra verbosos noli contendere verbis,    Sermo datur cunctis, animi sapientia paucis. Nie sprzeczaj się z niewiastami, Niech się ony swarzą samy. Krótki rozum, długie włosy, Rady odymają nosy.    Dilige sic alios, ut sit tibi carus amicus,    Sic bonus esto bonis, ne te damna mala sequantur. Miłujesz li żonkę komu, Folgujże wżdy swojej w domu. A tak i owej dogodzisz, I swojej nic nie zaszkodzisz.    Rem tibi promissam certo promittere noli,    Rara fides ideo, quia multi multa loquantur Gdy co panny, obiecują, Wierz mi, że cię oszukują. Bo im zełgać przydzie snadnie, Co kiedy mówią, to zdradnie.    Ne cures, si quis tacilo sermone loquatur,    Conscius ipse slbi, qui putal de se omnia dici. Gdy sobie cicho gadają, Ozwi się, tobieć to łają. Otrują cię, a co wiedzieć, Dlategoć nie chcą powiedzieć.    Quae culpare soles, ea tu ne feceris ipse,    Turpe est doctori, cum culpa redarguit ipsum. Chcesz li mieć stateczną żonę, Nie chodź do inszej na stronę. Ty chcesz być czyjej doktorem, A twoja leży z kantorem.    Dapsilis interdum notis et largus amicis    Cum fueris felix, semper tibi proximus esto. Jeśli przyjdą przyjaciele, Nie dajże im chleba wiele. Bo jak się do ciebie wnęczą, Ze wszytkiego cię wymęczą. Chowaj, jeśli co masz w brożku, Ażebyś nie ostał w rożku. ![]()         źródło: Oskar Kolberg "Mazury Pruskie" Był komendant w mieście Wardeyn, Wychował córkę przed Panem. Terezyja imię miała, W swem się Jezusie kochała.    Modliła się i śpiewała,    Pana Boga wychwalała.    Do rozumu przychodziła,    Pana Jezusa lubiła.    W mieście bogaty rycerz był,    To pannę sobie ulubił.    Prosił o nią czas niemały    Rodzicze, by mu ją dali.    Panna w smutku wielkim była,    do ogroda się prosiła    Potem padłszy na kolana    Wołała Jezusa Pana.    I przyszedł młodzieniecz piękny,    Na wejrzenie bardzo wdzięczny,    Pana Jezusa poznała,    W sercu ku niemu pałała Wprowadził ją w raj wdzięczności dał jej owocze słodkości. Co tam było za przyjmanie na tron złoty wprowadzanie    Słyszała wdzięczne śpiewanie,    Gry anielskie wychwalanie.    Widziała drzewo zyjącze,    Pośrodku sadu stojącze.    Widziała drzewo zyjącze,    Pośrodku sadu stojącze.    Rzekł młodzieniec: już przyszedł czas,    musze wzad prowadzić wasz.    nazad przed bramą stojała:    i na wachę zawołała:    Nuż, otworźcie, bramy wasze    Tu w mieście mieszkanie nasze.    Ja córka komędantowa,    Terezyja imię moje, Panowie jej nie wierzyli stare pisma otworzyli. sto sześdziesiąt lat minęły jak z rycerzem wesela były ![]()         tłum. W. Dulęba Niech się nie waży swatów słać, któremu brak trzech rzeczy: szczerego serca, szczodrych rąk i pełnej złota kiesy. Słuchajcie więc jak Henryk król, Z samotnej swej alkowy na łów się wybrał siedem mil, aż stanął wśród dąbrowy. Jeleni stado przed się gnał i sarny pośród kniei, aż najtłuściejszy kozioł padł, król Henryk go ustrzelił. Do leśnej chaty król go wziął, by pojeść sobie setnie, a tu niewieścich kształtów złe z podłogi wyszło szpetnie. Wpół objąć jeszcze byś je mógł, łbem stropu wnet sięgało; król rzucił mu swój śliczny płaszcz: O pani, przykryj ciało! A każdy ząb jej był jak pień, a nos jej niczym obucha i nic byś nie mógł o niej rzec, jak że z czarciego rodu. Henryku, królu, daj mi Jeść, chcę mięsa tutaj, ninie! A skądże Ja ci mięsa dam w tej leśnej tu gęstwinie?    Kasztanka swego zabij mi i tutaj mi go przynieś! Kasztanka swego zabił jej, strapieniem serce ranił; pożarła wszystko, wątpia,kość, o mało nie z zębami. Henryku, królu, daj mi Jeść, chcę mięsa tutaj, ninie! A skądże Ja ci mięsa dam w tej leśnej tu gęstwinie?    Swe dobre charty zabij mi i tutaj mi je przynieś! Swe dobre charty zabił jej, strapieniem serce ranił; pożarła wszystko, wątpia,kość, o mało nie z zębami. Henryku, królu, daj mi Jeść, chcę mięsa tutaj, ninie! A skądże Ja ci mięsa dam w tej leśnej tu gęstwinie?    Sokoły bystre zabij mi i tutaj mi je przynieś! Sokoły bystre zabił jej, strapieniem serce ranił; pożarła wszystko, wątpia,kość, o mało nie z piórami. Henryku, królu, daj mi pić, napoju mi tu przynieś! A jakiż ja ci napój dam w tej leśniej tu gęstwinie?    Tę końską skórę zeszyj mi i w niej mi napój przynieś! Skrwawioną skórę zeszył król, dwie kadzie wlał w nią wina; łyknęła dobrze raz, i wnet do kropli je wypiła. Henryku, królu, łoże ściel, o królu, ściel mi łoże! Musisz nazrywać wrzosów dość i na nich się ułożę. Zielonych wrzosów narwał dość, uczynił dla niej łoźe, a potem wziął swój śliczny płaszcz i na nich go ułożył.    Henryku, królu, szaty zdejm i przy mnie kładź się śmiało! O, Boże broń, król Henryk rzekł, by kiedyś to się stało, by takie z piekła rodem złe koło mnie leżeć miało.    Gdy zeszła noc i słońce już    świeciło za oknami,    cudniejsza, niż znał cały świat,   leżała przy nim pani.    O, jak mi dobrze, mówi król,    czy długo mi tak będzie?    A cudna pani rzecze tak:    Aż twoja śmierć nadejdzie.    Spotkałam wielu panów cnych,    a każdy mnie udręczył,    tyś pierwszy rycerz, który tak    ucieszył moje chęci. CHRYSTUS SIĘ NAM NARODZIŁ         kolęda pochodzi z zaginionego dziś         kancjonału Przeworszczyka z 1435 r. Chrystus się nam narodził, Jenż dawno powieszczon był, W Betlejem, żydowskim mieście, Z Panny Maryjej czyście. Alleluja Gdy pasterze w nocy paśli, Stanął przy nich anioł spasny; Którzy widząc jasność boską, Bali się bojaźnią ciężką. Alleluja Rzekł im anioł: Nie bójcie się, Ale owszem - weselcie się, Narodził się Zbawiciel wam, Który rzeczon Chrystus Pan. Alleluja Teraz wszyscy śpiewajmy, A Panu Chrystusowi dziękujmy, Bo Mu przysłusza śpiewać w anioły z radości: Chwała Tobie na wysokości. PIEŚŃ XII         Jan Kochanowski Nie masz, i po drugi raz nie masz wątpliwości, Żeby cnota miała być kiedy bez zazdrości: Jako cień nieodstępny ciała naszladuje, Tak za cnotą w też tropy zazdrość postępuje. Nie może jej blasku znieść ani pojźrzec w oczy, Boleje, że kto przed nią kiedy wysszej skoczy; A iż baczy po sobie, że się wspinać prózno, Tego ludziom uwłóczy, w czym jest od nich rózno. Ale człowiek, który swe pospolitej rzeczy Służby oddał, tej krzywdy nie ma mieć na pieczy; Dosyć na tym, kiedy praw, ani niesie wady; Niechaj drugi boleje, niech się spuka jady! Cnota (tak jest bogata)nie może wziąć szkody Ani się też ogląda na ludzkie nagrody; Sama ona nagrodą i płacą jest sobie I krom nabytych przypraw świetna w swej ozdobie. A jesli komu droga otwarta do nieba, Tym, co służą ojczyźnie. Wątpić nie potrzeba, Że co im zazdrość ujmie. Bóg nagradzać będzie, A cnota kiedykolwiek miejsce swe osiędzie. PIEŚŃ XV         Jan Kochanowski Nie za staraniem ani prze mą sprawę, Miła, po tobie znam taką postawę; Szukaj, jako chcesz, nie najdziesz przyczyny, Chyba żeć milszy podobno kto iny. A ja co mam rzec? Nie chcę się przeciwić; Temu się jedno nie mogę wydziwić, Skąd tę niestałość białegłowy mają, Że się jako wiatr letni odmieniają. Niedawne czasy, gdy mię poczytano W liczbę fortunnych i za tego miano, Który mógł wszystko otrzymać u ciebie, A mnie się zdało, żem był wszystek w niebie. Dziś inne wiatry przeciwko mnie wieją, Straciłem wszystko za raz i z nadzieją; Nie wiem, co mię za wiedźma osypała I lichem zdradnych słów uczarowała. Niech ci się, miła, wszystko dobre wodzi, Z kimkolwiek przestać twoje serce godzi; Ale rozeznać umiej przyjaciela, A trudno naleźć masz jednego z wiela. Nie dufaj temu, kto gładkość miłuje, Bo ten na słabym gruncie się buduje: Słońce jednako i padnie, i wschodzi, Nam zawżdy z laty cokolwiek odchodzi. A gdy czas przyjdzie ostatniej potrzebie, Ledwe się najdzie, kto ciało pogrzebie. Takiem ja chcę być przyjacielem tobie; Lecz wolę, że ty płaczesz na mym grobie.
|